Devoir de Philosophie

Praca w o?

Publié le 03/08/2018

Extrait du document

Praca w o?rodku socjoterapeutycznym Ten rozdzia? niniejszej pracy jest prób? opisu mojego do?wiadczenia prowadzenia warsztatów teatralnych w placówce socjoterapeutycznej. To, co postaram si? ubra? w s?owa, to nie tylko refleksja odno?nie mojej pracy, ale tak?e relacja z bardzo dynamicznego i absorbuj?cego emocjonalnie spotkania z m?odymi, zagubionymi lud?mi. Od razu po napisaniu poprzedniego zdania pojawi?a mi si? w g?owie autokorekta – ,,spotkania m?odego, zagubionego cz?owieka z drugim m?odym, zagubionym cz?owiekiem…’’ Opis ten ma charakter bardziej osobisty ani?eli naukowy. Jest pewnego rodzaju spowiedzi? pocz?tkuj?cego animatora kultury. Dlaczego o?rodek socjoterapeutyczny Nie sk?ami?, je?li napisz?, ?e g?ównie z czystej ciekawo?ci. My?l?, ?e tak?e kierowa?a mn? ch?? zmierzenia si? z podmiotem, któremu przypisywane jest okre?lenie ,,trudna m?odzie?’’. Spotka?am ju? na swojej drodze pracy warsztatowej uczniów tak zwanych ,,normalnych’’ szkó?, przedszkolaków, studentów, osoby niepe?nosprawne oraz seniorów. Chcia?am pozna? wychowanków o?rodka socjoterapii. Dodatkow? motywacj? by?o tak?e wcze?niejsze zetkni?cie si? z grup? dziewczyn (wiek 13-16 lat) z takiego o?rodka podczas warsztatów Teatru Forum prowadzonych przez moj? Pani? Promotor, w których mia?am przyjemno?? uczestniczy?. Pami?tam bardzo dobrze, kiedy przysz?am na pierwsze zaj?cia. Sala wype?niona by?a ma?ymi, rozbrykanymi dzie?mi, a w?ród nich wy?ania?y si? postaci m?odych dziewcz?t, przewa?nie ubranych w ciemne kolory, stoj?cych w bezruchu. Nawiasem mówi?c, bardzo ciekawym za?o?eniem tych warsztatów by?o stworzenie eksperymentalnej grupy uczestników sk?adaj?cej si? z dzieci w wieku przedszkolnym ze ?wietlicy ?rodowiskowej oraz starszych dziewczyn z MOS-u. Dodatkowo udzia? brali wychowawcy grup. Po krótkiej rozgrzewce ruchowej prowadz?ca zaproponowa?a, aby?my z uwagi na to, ?e jest to nasze drugie spotkanie i dosz?y nowe osoby, jeszcze raz przypomnieli sobie nasze imiona. Ustawili?my si? w kole. Ka?dy po kolei mia? powiedzie? swoje imi? oraz wyraz rozpoczynaj?cy si? na jego pierwsz? liter?. Je?li kto? potrafi? wymy?le? wiele takich wyrazów, jego zadaniem by?o wybranie tego, z którym najbardziej si? uto?samia. Dziewczyny wypowiada?y swoje imiona niepewnie, cichym g?osem, co jeszcze bardziej podkre?la?a audio dominacja energicznych przedszkolaków. Obserwuj?c nowo poznane kole?anki, ci?gle powraca?a do mnie reminiscencja z pierwszej w ?yciu kolonii, kiedy podczas zbiórki ka?dy musia? krzykn?? swoje imi? i pokaza?, co lubi robi?. Ja, dziecko, zahukane, z bardzo mocno wpojonym imperatywem bycia zawsze poprawnym i bezb??dnym (z perspektywy czasu i lat pracy nad sob?, mog? to stwierdzi?), trz?s?am si? jak osika, czekaj?c na swoj? kolej. Gard?o mia?am tak suche, ?e z trudem prze?yka?am ?lin?, a co dopiero wyduka? trzy litery mojego imienia… Dobrze, ?e rodzice nie dali mi d?u?szego, my?la?am… Nie mia?am k?opotów w szkole, uwa?ano mnie za grzeczne dziecko, bez problemów wychowawczych, maj?ce dobre kontakty z rówie?nikami, a jednak… Wyst?pienie przed obcymi dzie?mi okaza?o si? dla mnie do?wiadczeniem parali?uj?cym. Gdy przysz?a kolej na mnie, skonsternowana, jednym tchem, wyrzuci?am z ust, ,,ewa’’ i zamacha?am szybko r?kami, ?e niby lubi? p?ywa? (owszem, lubi?, ale s? czynno?ci, które darz? wi?ksz? sympati? – oczywi?cie trudniejsze do pokazania). Tak bardzo ,,bola?y’’ mnie te wszystkie spojrzenia skierowane w moj? stron?. Nikt nie us?ysza? tego, co powiedzia?am. W tym momencie zacz??o si? najgorsze! Wychowawca z impetem rzuci? do mnie ironiczne: ,, A co, ty niemowa jeste?? Mów g?o?niej! Trzeba mówi? g?o?no!’’ Dzieci za?mia?y si? pod nosem. W mgnieniu oka zrobi?o mi si? niezno?nie gor?co. Poczu?am, jakby kto? wali? mnie obuchem w g?ow?… Reszt? dni podczas kolonii sp?dzi?am w mi?ej atmosferze, zachowuj?c wiele dobrych wspomnie?. Po prostu w tamtym momencie bardzo si? zestresowa?am, co przerodzi?o si? w atak paniki i totaln? bezradno??. Kto? móg?by mi zarzuci? emfatyczno?? opisu tego zdarzenia, ale ja naprawd? tak si? wtedy czu?am. Wró?my z Mielna do sali teatralnej i naszych warsztatów. Dziewczyny, owszem mówi?y cicho. Nie uwa?am jednak, ?eby nie by?o ich w ogóle s?ycha?. To, co mnie irytowa?o najbardziej i co obudzi?o te wszystkie z?e wspomnienia kolonijne, to wtóruj?ca wychowawczyni, która niczym niezmordowany akompaniament w tle wygrywa?a swoje partie: ,, No co, ty tak cicho mówisz!? Nie mo?esz tego rado?niej powiedzie?? To musisz tak pewniej! No dawaj, dawaj, nie wstyd? si?!’’ Nie mog?am tego s?ucha?. Tak strasznie si? wtedy we mnie gotowa?o. Jak mo?na tak do kogo? mówi?? Po pierwsze, to nie wychowawczyni prowadzi?a te zaj?cia. Prowadz?ca ze spokojem i uwag? s?ucha?a uczestników, s?usznie upominaj?c tych, którzy przeszkadzali podczas prezentacji innych. Po drugie, jak kto?, kto pe?ni rol? wychowawcy mo?e by? tak nie?wiadomy swoich s?ów. Ta pani by?a bardzo sympatyczna i pogodna, ale jej uwagi i ci?g?e wtr?canie si? by?y wed?ug mnie zupe?nie nietrafione. Sama wiem, ?e je?li cz?owiek si? stresuje, to wiele gestów i zachowa? w stosunku do swojej osoby odbiera jako atak. Prowadz?cy w takich momentach powinien zrobi? wszystko, by tej osobie wysy?a? komunikaty, ?e zale?y mu na jej obecno?ci i na tym, by zosta?a wys?uchana. To nie uczestnik ma zabiega? o atencj? grupy, to zadanie prowadz?cego, by tak moderowa? podopiecznych, aby ka?dy czu? si? respektowany. Oczywi?cie jest to niezmiernie trudne i nie zawsze si? udaje. Wnioski, które wyci?gam i b?d? przewija? si? na ?amach tej pracy s? cz?sto idealistyczne, ale jestem zdania, ?e nale?y do nich d??y?, a najwa?niejsze jest to, by je zauwa?a?. W momencie, kiedy kto? za cicho mówi, uwa?am za dobr? metod?, najpierw zwróci? si? do ca?ej grupy z pro?b? o cisz?, tak aby zestresowany uczestnik poczu? si? wa?ny i respektowany. Nale?y nie pop?dza? go, nie komentowa?, ale z uwag? wys?ucha?. ,,Dzie? dobry. A, oto przed pa?stwem kilka radosnych, grzecznych dziewczynek.’’ Kontynuujemy ?wiczenie. Nast?pnym etapem by?o wymy?lenie ruchu, który mia?by reprezentowa? wybrany przez uczestników wyraz, rozpoczynaj?cy si? na pierwsz? liter? ich imienia. Mo?na by?o do??czy? d?wi?k. Jedna z podopiecznych MOS-u o imieniu na liter? ,,D’’ prezentuje ruch dla s?owa ,,deszcz’’. Tupie nogami, ruch r?k przypomina walenie w klawiatur? fortepianu, a z ust wydobywa si? mroczne ,,DUDUDUDUUUU’’. Niez?a burza – pomy?la?am. Dziewczyna mia?a zamkni?te oczy. Fajnie, co? prze?ywa, co? p?ynie! K?tem oka zauwa?y?am podrywaj?c? si? z krzes?a wychowawczyni? i ju? ba?am si?, co si? zaraz stanie. Pani nie mog?a si? powstrzyma? od dorzucenia swoich trzech groszy i wymachuj?c rado?nie r?kami, niczym beztroska personifikacja wiosennego kapu?niaczku, spuentowa?a: ,,Co tak smutno!? Co to za gradobicie! Popatrz, jak deszczyk przyjemnie pada’’. Wyst?p zwie?czy?a ta?cem zwinnych paluszków. Kolejna porcja niezgody, goryczy i poczucia niesprawiedliwo?ci rozla?a si? w moim krwioobiegu, skutecznie uprzykrzaj?c reszt? warsztatów. Od tamtej pory na ka?dych warsztatach, na pierwszych zaj?ciach przedstawiam postulaty ks. Józefa Tischnera, który o teatrze mówi, ?e je?li kto? chce uczestniczy? w zjawisku, jakim jest teatr, to musi si? otworzy? na trzy jego aspekty: na miejsce; w którym to si? odbywa; na czas, w którym to si? wydarza; a przede wszystkim na cz?owieka, z którym te dwie poprzednie sk?adowe si? dzieli. Co to znaczy? To znaczy, ?e dopóty, dopóki kto? nie narusza naszych granic, nie ura?a nas i nie krzywdzi, ma prawo w ramach teatru prze?ywa? takie emocje, jakie chce, a my mamy to uszanowa? i zrobi? dla nich miejsce. Fundamentem warsztatów teatralnych jest dla mnie d??enie do zaufania cz?onków grupy, prze?ycie i refleksja, a przede wszystkim otwarto?? na drugiego cz?owieka. Zakaz upupiania nieletnich przez doros?ych, w szczególno?ci wychowawców! Uwaga! Wychowawcy nie wtr?ca? si? w zaj?cia, nie komentowa? – prosimy zaufa? prowadz?cemu! – pod takimi has?ami podpisuj? si? r?kami i nogami. Podsumowuj?c wra?enia po pierwszych zaj?ciach warsztatowych, o?rodek socjoterapeutyczny jawi? mi si? w bardzo niekorzystnych odcieniach – w ciemnych i mglistych barwach zagubienia tych m?odych dziewczyn i jeszcze wi?kszego strachu ich wychowawców. Kolejne spotkania warsztatowe pokaza?y, jak skomplikowane, czasem bardzo trudne do?wiadczenia nosz? w sobie te ,,nieprzystosowane’’ dziewczyny. S? pogubione, maj? nisk? samoocen?, problemy z koncentracj?. Przede wszystkim okaza?y si? fajnymi, m?odymi kobietami, które udowodni?y, ?e je?li tylko zechc? i w siebie uwierz? to sta? je na bardzo du?o. Te wszystkie obserwacje sk?oni?y mnie, by zadzwoni? do Pani Dyrektor O?rodka Socjoterapii nr X we Wroc?awiu i zapyta?, czy mog? przeprowadzi? tam warsztaty teatralne i pozna? to intryguj?ce mnie miejsce od kuchni. Pierwsza wizyta w O?rodku Moja pierwsza wizyta w O?rodku Socjoterapeutycznym przypomina?a tradycyjn? rozmow? o prac?. Pani Dyrektor kaza?a mi opowiedzie? o swoich poprzednich do?wiadczeniach oraz co zaplanowa?am dla jej podopiecznych. Okaza?a si? by? wymagaj?c? interlokutork?, ci?gle wchodz?c? mi w zdanie i zbijaj?c? z panta?yku. Nie by?o to przyjemne uczucie. Da?o si? wyczu? niech??. Ci?gle podkre?la?a, ?e ma z?e do?wiadczenia z animatorami kultury, którzy bardzo cz?sto z zapa?em i wielkimi zamiarami zaczynali ró?ne projekty w tej placówce, nigdy ich nie ko?cz?c. Dla mnie najwi?kszym problemem by?o to, ?e jako osoba, która lubi du?o mówi?, nie mog?am si? przebi? z najwa?niejszymi punktami, o których chcia?am powiedzie? odno?nie warsztatów. Kiedy zaczynam opowiada?, w g?owie zaczynaj? mi si? pojawia? przeró?ne asocjacje i cz?sto zdarza mi si? kr??y? wokó? tematu, nie mog?c doj?? do sedna. Teraz ju? wiem. Trzeba spisa? sobie najwa?niejsze zdania, których nie mo?na pomin?? i od razu je wyartyku?owa?. Ja, mówi?c kolokwialnie, rozgada?am si? o mojej ideologii, o pedagogicznym wymiarze teatru, o szansie konfrontacji z w?asnym ja i o potencjale zmiany, jaki bez w?tpienia ma to medium. Pani natomiast wymienia?a spektakle, które ju? zosta?y zrealizowane z wychowankami, a które zako?czy?y si? wielkim sukcesem; dopytuj?c co rusz, jak? sztuk? chc? realizowa?. Wola?am nie mówi?, ?e nie mam zamiaru realizowa? ?adnej sztuki, bo dla mnie jakikolwiek tekst literacki mo?e pos?u?y? co najwy?ej jako punkt wyj?cia i inspiracj?. Szybko w sukurs przysz?a mi Wy?sza Pó?ka Literatury. Zainteresowanie wzbudzi?o has?o: ,,Przemiana’’ Franza Kafki. Pani Dyrektor ostatecznie si? zgodzi?a. Podnios?am r?kawic?, z my?l?, ?e musz? jej co? udowodni?. Reasumuj?c, trzeba mówi? na takich rozmowach konkretami. Czasami emocjonalne perory o ideologii bardziej mog? irytowa?, ani?eli czarowa?. Pani Dyrektor zapyta?a si? na koniec, ile ,,sztuk’’ potrzebuj?. Po chwili zw?tpienia, zapyta?am, czy chodzi jej w tym momencie o ilo?? uczestników. Tak, tego dotyczy?o pytanie. Zasugerowa?am, ?e chcia?abym, aby moje zaj?cia by?y potraktowane jako oferta skierowana do wszystkich wychowanków. Chc? pracowa? z tymi, którzy dobrowolnie b?d? sk?onni spróbowa? ,,pobawi? si?’’ w teatr. Zosta?o mi szybko wyt?umaczone, ?e w tej placówce si? nic nie wybiera i dostan? ca?? grup?, która b?dzie musia?a w moich warsztatach bra? udzia?. Dosta?am dziesi?? ,,sztuk’’ dziewczyn z grupy II – b?d?cych w drugiej klasie gimnazjum. Koncept i za?o?enia warsztatów Po za?atwieniu formalno?ci zosta?o ustalone, ?e moje warsztaty b?d? odbywa? si? w trybie: jedne zaj?cia tygodniowo, trwaj?ce ok. 2,5 h. Nie planowa?am wielu scenariuszy zaj??. Z moich poprzednich do?wiadcze? przy d?u?szych projektach wynika, ?e najlepiej jest przyj?? za?o?enia i mie? przygotowany pierwszy scenariusz, a kolejne tworzy? na bie??co. Bardzo wa?ne dla mnie jest to, by ,,bra?’’ jak najwi?cej od uczestników i nie ogranicza? si? do planu, jaki si? stworzy?o. Zawsze staram si? pod??a? za tym, co ,,wyp?ynie’’ od podmiotu, z którym pracuj?. Wyró?ni?am trzy najwa?niejsze filary moich warsztatów: integracja, wzmocnienie zaufania, budowanie grupy; teatr – zadania teatralne oraz ,,praca z tematem’’. Wszystkie te trzy niwy, na których pracujemy oczywi?cie nachodz? na siebie. Jako temat przewodni warsztatów wybra?am tekst Franza Kafki ,,Przemiana’’. Ka?de zaj?cia sk?ada?y si? tak?e z trzech za?o?e?: ,,refleksja na temat tego, z czym przychodz? na zaj?cia oraz próba sprowadzenia si? do ,,tu i teraz’’; w?a?ciwa cz??? warsztatów; ewaluacja. Moim najwa?niejszym celem przy prowadzeniu takich warsztatów jest wzmocnienie podmiotowo?ci jednostki, ale tak?e grupy jako dobrze dzia?aj?cy kolektyw. Bardzo wa?ne dla mnie jest, by uczestnicy w procesie tworzenia zacz?li znajdowa? swoje miejsca w grupie, gdzie czuj? si? bezpiecznie; by umieli my?le? o swoich dobrych i z?ych stronach w kontek?cie dobra ca?ej grupy i jak najlepszego wykonania powierzonego jej zadania. Kolejnym istotnym elementem jest próba ,,wyrobienia’’ w m?odym cz?owieku refleksyjnej postawy wobec otaczaj?cego go ?wiata. Dla mnie teatr to przede wszystkim spotkanie. To medium, które ma w sobie najwi?kszy potencja? spo?eczny. Trzeba w nim wzi?? drug? osob? za r?k?, czasem spojrze? g??boko w oczy, a czasem ,,uszczypn??’’ w to miejsce, które boli i uwiera najbardziej. Wielkim szcz??ciem prowadz?cego jest moment, kiedy podczas prób wydarza si? ,,katharsis’’, kto? prze?y? co?, zreflektowa?, a przez to dozna? niesamowitego uczucia, jakim jest oczyszczenie. Wymaga to otwarto?ci, zaanga?owania oraz przede wszystkim zaufania. Prowadz?cy musi stworzy? tak? atmosfer?, która b?dzie komfortowa i b?dzie stwarza?a przestrze? do prze?ywania takich chwil. Najwa?niejszy w takich warsztatach jest proces. Celem drugorz?dnym, ale r&oacut...

« reminiscencja z pierwszej w życiu kolonii, kiedy podczas zbiórki każdy musiał krzyknąć swoje imię i pokazać, co lubi robić.

Ja, dziecko, zahukane, z bardzo mocno wpojonym imperatywem bycia zawsze poprawnym i bezbłędnym (z perspektywy czasu i lat pracy nad sobą, mogę to stwierdzić), trzęsłam się jak osika, czekając na swoją kolej.

Gardło miałam tak suche, że z trudem przełykałam ślinę, a co dopiero wydukać trzy litery mojego imienia… Dobrze, że rodzice nie dali mi dłuższego, myślałam… Nie miałam kłopotów w szkole, uważano mnie za grzeczne dziecko, bez problemów wychowawczych, mające dobre kontakty z rówieśnikami, a jednak… Wystąpienie przed obcymi dziećmi okazało się dla mnie doświadczeniem paraliżującym.

Gdy przyszła kolej na mnie, skonsternowana, jednym tchem, wyrzuciłam z ust, ,,ewa’’ i zamachałam szybko rękami, że niby lubię pływać (owszem, lubię, ale są czynności, które darzę większą sympatią – oczywiście trudniejsze do pokazania).

Tak bardzo ,,bolały’’ mnie te wszystkie spojrzenia skierowane w moją stronę.

Nikt nie usłyszał tego, co powiedziałam.

W tym momencie zaczęło się najgorsze! Wychowawca z impetem rzucił do mnie ironiczne: ,, A co, ty niemowa jesteś? Mów głośniej! Trzeba mówić głośno!’’ Dzieci zaśmiały się pod nosem.

W mgnieniu oka zrobiło mi się nieznośnie gorąco.

Poczułam, jakby ktoś walił mnie obuchem w głowę… Resztę dni podczas kolonii spędziłam w miłej atmosferze, zachowując wiele dobrych wspomnień.

Po prostu w tamtym momencie bardzo się zestresowałam, co przerodziło się w atak paniki i totalną bezradność.

Ktoś mógłby mi zarzucić emfatyczność opisu tego zdarzenia, ale ja naprawdę tak się wtedy czułam.

Wróćmy z Mielna do sali teatralnej i naszych warsztatów.

Dziewczyny, owszem mówiły cicho.

Nie uważam jednak, żeby nie było ich w ogóle słychać.

To, co mnie irytowało najbardziej i co obudziło te wszystkie złe wspomnienia kolonijne, to wtórująca wychowawczyni, która niczym niezmordowany akompaniament w tle wygrywała swoje partie: ,, No co, ty tak cicho mówisz!? Nie możesz tego radośniej powiedzieć? To musisz tak pewniej! No dawaj, dawaj, nie wstydź się!’’ Nie mogłam tego słuchać.

Tak strasznie się wtedy we mnie gotowało.

Jak można tak do kogoś mówić? Po pierwsze, to nie wychowawczyni prowadziła te zajęcia. Prowadząca ze spokojem i uwagą słuchała uczestników, słusznie upominając tych, którzy przeszkadzali podczas prezentacji innych.

Po drugie, jak ktoś, kto pełni rolę wychowawcy może być tak nieświadomy swoich słów.

Ta pani była bardzo sympatyczna i pogodna, ale jej uwagi i ciągłe wtrącanie się były według mnie zupełnie nietrafione.

Sama wiem, że jeśli człowiek się stresuje, to wiele gestów i zachowań w stosunku do swojej osoby odbiera jako atak.

Prowadzący w takich momentach powinien zrobić wszystko, by tej osobie wysyłać komunikaty, że zależy mu na jej obecności i na tym, by została wysłuchana.

To nie uczestnik ma zabiegać o atencję grupy, to zadanie prowadzącego, by tak moderować podopiecznych, aby każdy czuł się respektowany.

Oczywiście jest to niezmiernie trudne i nie zawsze się udaje.

Wnioski, które wyciągam i będą przewijać się na łamach tej pracy są często. »

↓↓↓ APERÇU DU DOCUMENT ↓↓↓